Wakacje cz.4

…co do zimowych ferii… no cóż, byłem pod Berlinem u mojej Anetki. Szaleliśmy jak zwykle. I znów przydarzyła się przygoda, którą warto opisać. Kto nie chce wierzyć, niech nie wierzy – ja tam swoje wiem i swoje pamiętam! Pewnego wieczoru wybraliśmy się na dyskotekę. Spory klub wypełniony był dymem, blaskiem stroboskopów i laserów oraz gorącą atmosferą zabawy.

Mimo, że na zewnątrz było około zera, ludzie przybyli do klubu ubrani w letnie rzeczy – wśród męskiej części klubowiczów dominowały jasne spodnie z odblaskowymi elementami i białe bluzy. Dziewczyny przeważnie miały na sobie jeansy, nawet niektóre całkiem króciutkie i jasne bluzeczki ciasno opinające ciało. Moja Anetka też ubrała się podobnie. Ja miałem na sobie dość luźne spodnie z odblaskowym paskiem z boku i oczywiście białą bluzę. Nie brałem z sobą rękawiczek ani gwizdka, jednak wśród “tubylców” zauważyłem sporo osób z takimi gadżetami.

Dyskoteka szybko mijała. Twarde rytmy niemieckiego techno wyciskały z ludzi siódme poty. Nic dziwnego, że bar był oblegany. Ja co jakiś czas łykałem Red Bulla. Anetka wolała piwko. Ja też gustuję w browarkach, ale ponieważ zamierzałem rano odwieźć Anetkę moim autem, musiałem być trzeźwy w 100%. Po kilku godzinach intensywnej, syntetycznej zabawy wszystko dobiegało końca. Postanowiliśmy się zmywać. Anetka chciała iść jeszcze siusiu, jednak kolejka przed WC skutecznie ją zniechęciła. Stwierdziła, że wytrzyma. Przed sobą mieliśmy jakieś 25 – 30 km. Na sporym parkingu odnaleźliśmy mojego czerwonego Opla Mantę GT/E. Auto dostałem na osiemnastkę, trochę czasu i kasy poświęciłem na tuning. Silnik – zwiększona pojemność, moc podniesiona o ok. 20%. Poza tym oczywiście chromy wypolerowane na lustro! Mimo wieku, trzydziestoletnie auto dobrze prezentowało się na niemieckich drogach. Szybko ruszyliśmy w kierunku domu Anetki. Jej rodzice mieli wrócić przed południem z wyjazdu służbowego i lepiej, żeby nie wiedzieli, gdzie ich córka spędziła noc. Jechaliśmy dość szybko gładką, niemiecką szosą. Temperatura była nieco powyżej zera, szosa była mokra od mżawki. Zapowiadał się nieciekawy dzień. Ponieważ była zima, do wschodu słońca było jeszcze daleko. Anetce chciało się już bardzo siusiu, ale stwierdziła, że wytrzyma. Skróciłem sobie nieco trasę odbijając w polną drogę. Ciągnęła się jakieś dwa kilometry, zanim wyprowadziła nas znów na asfalt. Jazda po dziurawej drodze spowodowała, że Anetka popuściła kilka kropel w majtki, ale jeszcze nic nie było widać. Docisnąłem pedał gazu, żeby szybciej być w jej domu. Niestety, trochę przeliczyłem się z prędkością. Nieco za szybko próbowałem pokonać jeden z ostrych zakrętów. Przy prędkości ok. 50 km/h Manta zaczęła mi uciekać z drogi. Zredukowałem na dwójkę i dodałem gazu. Chwilowo udało mi się wyprowadzić auto z poślizgu, po czym Manta obróciła się z piskiem i wylądowała na trawie. Zatrzymaliśmy się. Położona luzem na desce rozdzielczej torebka Anetki przeleciała przez wnętrze samochodu rozsypując zawartość.

Dla wypełnionego pęcherza mojej dziewczynki poślizg okazał się zbyt ostry. Spora ilość moczu poszła w majtki. Anetka nie była w stanie tego zatrzymać. Pędem wyszła z auta, nie zważając na zimno. Cały czas siusiała. W świetle reflektorów zobaczyłem rosnącą plamę na jej krótkich jeansach. Anetka ukucnęła. Nie zdążyła nawet zdjąć spodenek i majtek. Wysiusiała się na poboczu. Jeszcze przez chwilę widziałem, jak ze spodenek spadają krople… Anetka zdjęła jeszcze na dworze przemoczone spodenki i majtki, po czym szybko wróciła do ciepłego auta. Mokre rzeczy rzuciła na podłogę, pod fotel. Siedziała teraz obok mnie, jedynie w bluzeczce. Widziałem jej mokre włoski, młode, drżące z zimna ciało. Uruchomiłem silnik samochodu i włączyłem nagrzewnicę. Nie mogłem przecież pozwolić, żeby Anetka się zaziębiła! Wrzuciłem wsteczny bieg. Manta, mieląc kołami w rozmiękłym, trawiastym poboczu wyjechała na jezdnię. Wrzuciłem jedynkę i ruszyłem w dalszą drogę zostawiając za sobą kłęby pary wydobywające się spod tylnych kół. Dalsza jazda upłynęła już całkiem spokojnie.

Podwiozłem Anetkę pod sam dom. Okryłem ją kocem. Anetka wzięła spod siedzenia swoje mokre spodenki. Wyszliśmy z auta, szybkim krokiem przeszliśmy przez ogród i weszliśmy do domu. Troszkę się popieściliśmy. Świtało już. Dałem Anetce buzaka na pożegnanie i obiecałem, że za parę dni znów przyjadę. Wsiadłem do auta. Przed sobą miałem do pokonania 250 km. Na szczęście na przejściu był luz, więc po ponad dwóch godzinach byłem już w domu. Ależ poszalałem sobie z prędkością! Parkując na podwórku, sięgnąłem ręką pod fotel pasażera. I co znalazłem – majteczki. Jeszcze wilgotne. Ale mam pamiątkę! Niesamowite, że poznałem taką dziewczynę. Zawsze w najmniej spodziewanym momenice potrafi mnie zasiusiać. To znaczy… zaskoczyć

Dodaj komentarz