Nie widzieliśmy się już od ferii zimowych, ale stale mam ze sobą kontakt mailowy. No a najlepiej oczywiście było w wakacje. W lipcu Anetka złapała ze mną kontakt i dała mi cynk, że na początku sierpnia przyjeżdża z rodzicami do Polski, nad jeziorko. Mieli się zatrzymać w jednym z ośrodków wypoczynkowych na zachodzie kraju. Ponieważ mam niedaleko, umówionego dnia wsiadłem w autobus, wziąłem z sobą ciężki plecak i wyruszyłem. Po półtoragodzinnej drodze byłem na miejscu.
Załatwiłem sobie w ośrodku skrawek ziemi w lesie, rozbiłem namiot… no i czekałem. Anetka miała się wkrótce zjawić z rodzicami. Poszedłem koło wjazdu na parking ośrodka, żeby nie przegapić jej przyjazdu. Po jakimś czasie nadjechało terenowe Musso. Wysiedli z niego rodzice Anety i ona. Trochę się zmieniła! Przede wszystkim wydawała mi się teraz nieco wyższa. No i profil też się zmienił. Jej piersi, rok temu ledwie uwypuklone, zaczęły teraz nabierać kształtu. Sylwetka też zatracała dziecięce cechy, coraz bardziej nabierając tych kobiecych. Anetka nadal była szczupła, ale było już widać, że dorasta. Zresztą ja też się trochę zmieniłem. Miałem na tych wakacjach nieco dłuższe włosy, postawione na żel no i zapuściłem brodę. Heheh, przybyło mi też parę centymetrów tu i tam, ale przynajmniej nie wyglądam już tak szczupło.
Aneta od razu mnie rozpoznała. Wcisnęła rodzicom ściemę, że jestem kumplem z jej starego miasta (gdzie mieszkała przed wyjazdem do Niemiec), po czym podeszła do mnie. Nie mogliśmy się przywitać tak, jak chcieliśmy ze względu na jej rodziców. Minęło kilka godzin. Wieczorem, po rozpakowaniu się i zwiedzeniu okolicy Anetka przyszła do mojego namiotu. Po raz pierwszy od roku byliśmy znów razem, sam na sam. Ale za długo trwałoby opisywanie wszystkiego, co stało się przez ten pamiętny tydzień. Opiszę tylko dwa epizody, które wiążą się bezpośrednio z tematyką tego forum i które utkwiły na stałe w mojej pamięci. Pewnego słonecznego przedpołudnia poszliśmy sobie na dziką plażę. Nie było nikogo. Jedynym śladem obecności człowieka był dość długi, drewniany pomost w nie najlepszym stanie.
Wyjąłem z plecaka dwa piwka – wypiliśmy je w cieniu starych dębów, po czym poszliśmy na rozpalony słońcem pomost. Anetka miała na sobie ładne bikini w morelowym kolorze. Jej ciało wydawało mi się jeszcze piękniejsze niż rok temu. Przyglądałem jej się z zainteresowaniem. Musiałem po chwili wyjść w las w celu odlania się. Moim zdaniem siusianie byle gdzie nie przystoi facetowi… ale jak robi to atrakcyjna laska, to co innego. Wróciłem na pomost. Wtedy zobaczyłem, że Anetka – nadal leżąc w swym bikini – też uległa wpływowi piwka. Nie miała jednak zamiaru iść w krzaczki. Zaczęła siusiać. Między jej nogami zrobiła się niezła kałuża, która ściekała do jeziora i szybko wchłaniała się w rozgrzane drewno pomostu. Na koniec Anetka zaczęła gładzić się przez mokry materiał majtek. Wyraźnie sprawiało jej to przyjemność. Ale jaki facet wytrzymałby taki widok? Zaczęliśmy się pieścić. Skwar dnia i zapach pobliskiego lasu spowodowały, że wprost szaleliśmy ciesząc się sobą nawzajem. Nie wiem sam, ile to wszystko trwało, ale było bardzo miło i “w czasie” Aneta znów trochę popuściła. To, że w pobliżu nie było nikogo, dodatkowo na nas działało. No i… po chwili zjawiła się czwórka młodych ludzi (ok. 16 – 17 lat): dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Byli tak samo zaskoczeni jak my, a nawet zauważyłem, że nam zazdroszczą. Wyraźnie mieli ochotę na to samo, ale chyba brakowało im odwagi. Jedna z dziewczyn miała dość zaokrąglone kształty, była szatynką. Druga była szczupłą blondynką, była trochę wyższa i miała mniejsze piersi. Opisem facetów nie będę się zajmował.
Anetka szybko założyła przemoczone majtki od bikini i wróciliśmy do mojego namiotu. Po drodze wykąpaliśmy się jeszcze w ciepłej wodzie jeziora. Było świetnie! Posiedzieliśmy u mnie do wieczora. Jej rodzice pewnie zaczęli domyślać się, że nie jestem tylko jej “starym kumplem”. Chyba dwa dni później spacerowaliśmy wokół jeziora. Doszliśmy w piękne miejsce. Weszliśmy do zagajnika starych ostrokrzewów. Nad wszystkim górowało kilka sporych dębów i akacji. Nieopodal zagajnika, na niewielkiej polance rosły pachnące pigwy. Było pięknie. Chyba oboje mieliśmy ochotę, żeby zrobić coś szalonego. Anetce zachciało się siusiu – tak to już było, że zawsze “przed” jej się zachciewało. Ukucnęła pod sporym ostrokrzewem, podciągnęła spódniczkę i – nie zdejmując majtek – wysiusiała się. Przez chwilę widziałem mokre majtki opinające młode ciało. I znów nie wytrzymałem. Kochaliśmy się na miękkiej trawie, oszołomieni szumem wiatru w koronach dębów i akacji, osłonięci od palącego słońca ciemnozielonymi, błyszczącymi liśćmi ostrokrzewów, upojeni zapachem zielonych jeszcze pigw. Trwało to dość długo, później jeszcze przez chyba godzinę leżeliśmy na mięciutkiej, aksamitnej trawie w zagajniku. Następnie odwiedziliśmy pamiętny pomost, wykąpaliśmy się w jeziorze.
Niestety, to był przedostatni nasz dzień. Następnego dnia przed południem spędziliśmy ostatnie kilka godzin razem. Poszliśmy znów na stary pomost. I byliśmy tylko MY. Zrobiliśmy małą “powtórkę” wydarzeń sprzed trzech dni. Później odprowadziłem Anetkę do ośrodka. Jej rodzice chyba nie wiedzieli, jak umilaliśmy sobie czas. Anetka bowiem miała z sobą mały aparacik cyfrowy Olympus MJU 400 i z każdej wyprawy przynosiła kilka zdjęć przyrody. Pasjonowała ją fotografia. Żeby wszystko było mniej podejrzane, powiedziała rodzicom, że ja również zajmuję się fotografią i razem szukamy “obiektów do uwiecznienia” Chyba uwierzyli. Wkrótce Anetka spakowała się. Wraz z rodzicami przytaszczyła ciężkie walizki z ośrodka do przepastnego bagażnika ich Musso. Pożegnała się ze mną całusem, po czym wsiadła do auta. Duże, terenowe Daewoo Musso ruszyło całą mocą swoich 220 koni mechanicznych. I wtedy, przez szybę ciemno-bordowego auta widziałem ją po raz ostatni… aż do zimowych ferii. Ale to już inna historia.