Ogólnie brzydzę się korzystać z publicznych toalet, nawet w szkole. Więc zawsze staram się wytrzymywać przez wszystkie lekcje i siusiać w domu. Czasami jest to trudne ale zawsze mi się udawało. Aż do pewnego wiosennego dnia. Miałam wtedy 8 lekcji i już na ostatniej bardzo mi się chciało, ale pomyślałam że już niedługo i wytrzymam.
Po dzwonku szybciutko poleciałam do szatni, a potem na przystanek. Ale niestety jakby na złość autobus mi uciekł i czekała mnie nieunikniona piesza wędrówka, a do domu miałam naprawdę spory kawałek. Zmartwiłam się bo siusie strasznie napierały, ale nie tracąc czasu poszłam. Gdy byłam w połowie drogi ciśnienie stawało się nie do wytrzymania. Na szczęście szłam boczną polną drogą, którą ogólnie chodzi mało ludzi więc spokojnie mogłam włożyć rękę w krocze i zaciskać cipkę. Trochę to pomagało ale na krótką metę. W końcu pomyślałam, że za chwileczkę nie wytrzymam i zleje się w majty. Bezradnie stanęłam na środku drogi by pomyśleć co zrobić.
Wtem zauważyłam, że niedaleko są takie fajne krzaczki i pomyślałam, że mogłabym tam się wysiusiać. Natychmiast poszłam w tamtym kierunku, ale niestety ledwo doszłam za pierwsze drzewo i poczułam, że sikam. I to nie była kwestia kilku kropel. Zaczęłam sikać tak jakbym siedziała na ubikacji. I wtedy nie zastanawiając się ani chwili podwinęłam spódnice i ukucnęłam tam gdzie stałam, praktycznie przy drodze. Nawet majtek nie zdążyłam zdjąć i siusiałam przez nie. Ale to nic, ważne że nie obsikałam spódniczki. Dopiero potem gdy skończyłam zaczęłam się zastanawiać co zrobić. Nie chciałam wracać do domu w mokrej bieliźnie. No więc poszłam za te krzaczki za którymi miałam się wysiusiać i tam zdjęłam majty i ich suchą częścią wytarłam sobie pupę i całą resztę, a potem zostawiłam te majtki w krzakach i poszłam do domu z gołą pupą. Całe szczęście że byłam w spódnicy. Nikt się nie zorientował co się stało.