
Odcinek 1.
– Alicjo, powtórz co powiedziałam? – głos nauczycielki wyrwał z zamyślenia siedemnastoletnią ciemnowłosą i piwnooką uczennicę.
Alicja spojrzała w kierunku biurka stojącego pod tablicą. Wzrok miała jednak nadal „nieprzytomny” i wierciła się na krześle. Nauczycielka spojrzała z dezaprobatą na jedną ze swoich najlepszych uczennic. Tylko dlatego, że Alicja była „piątkowa”, nie kazała jej podejść do tablicy. Alicja tymczasem walczyła ze słabością, której jeszcze nigdy w życiu nie odczuła.
Alicja Dąbrowska, bo tak się właśnie nazywa nasza bohaterka, miała jedno dziwactwo. Nienawidziła szkolnych toalet. Po prostu nie była w stanie zrobić siku na terenie szkoły. Do ubikacji chodziła podczas „trudnych dni” i to tylko wtedy, kiedy już nie miała innego wyboru. Potrzeby fizjologiczne zawsze „zostawiała” sobie do domu. Tego jednak dnia najwyraźniej przesadziła z napojami. Podczas długiej przerwy wypiła prawie litr wody niegazowanej i teraz, podczas ostatniej lekcji, czuła jakby wszystek płyn zamierzał natychmiast z niej wypłynąć. Gdyby nie to, że nigdy nie chodziła siku do „damskiej”, być może poprosiłaby nauczycielkę o pozwolenie wyjścia, a tak… musiała czekać do dzwonka, na szczęście – ostatniego tego dnia. Była to okoliczność nadzwyczajna, ponieważ klasa miała w planie jeszcze dwie lekcje języka polskiego, lecz nauczyciel właśnie poprzedniego dnia miał wypadek i złamał nogę. Zanim zostaną zorganizowane zastępstwa, dyrekcja musiała odwołać wszystkie lekcje z tym psorem.
„Uff, jakie to szczęście. Gdybym miała wysiedzieć jeszcze dwa polaki, to chyba bym się zeszczała” – myślała teraz Alicja.
I właśnie te myśli spowodowały, że odpłynęła i naraziła się nauczycielce geografii. Na szczęście nie musiała wstawać…
Tymczasem lekcja powoli – zbyt powoli, jak uważała Ala – zmierzała do końca. Dziewczyna nie miała zamiaru tracić czasu. Gdy tylko zabrzmi dzwonek zamierzała chwycić swoje rzeczy i wybiec ze szkoły. Miała plany na popołudnie, a dodatkowe półtorej godziny znakomicie pomagało w ich realizacji. Należało tylko wrócić do domu, zostawić rzeczy i… wyjść.
Grecy mówili, że aby przejść milę, najpierw trzeba przejść pół mili, a żeby to zrobić, najpierw trzeba pokonać ćwierć i tak dalej. Alicja już od pewnego czasu znów nie słuchała wykładu a jedynie odliczała minuty do dzwonka. I im dłużej je liczyła, tym wolniej płynął czas, a jej pęcherz wypełniał się coraz bardziej.
Do końca lekcji zostało jeszcze około 15 minut, gdy nagle z sąsiedniej ławki podniosła się Lena – jedna z najbliższych przyjaciólek Alicji. Podeszła do nauczycielki, a ta skinęła głową. Lena wyszła z klasy.
„Poszła siku” – pomyślała Ala i zacisnęła uda. Tego jeszcze nie było! Ona musi zaciskać nogi, aby sie nie posikać. Przecież nie jest małą dziewczynką. Jeszcze nigdy, odkąd pamiętała, nie miała mokrych majtek. Przypomniała sobie ile razy w przedszkolu i podstawówce widziała, albo słyszała jak ktoś zsikał się w majtki. Chyba żadna z jej koleżanek nie mogła o sobie powiedzieć tego samego co Alicja. A tu…
Lena wróciła po 2 minutach. Do końca lekcji było coraz bliżej, a Ala czuła, że długo nie wytrzyma. Do dzwonka jest kilka minut, ok – tyle da radę, ale potem będzie przeszło półgodzinny powrót do domu… Nawet żelazny pęcherz, jak o sobie myślała Ala, może tego nie wytrzymać. Jednakże Alicja niewiele sobie robiła z sygnałów wysyłanych jej przez organizm. Ona cały czas wierzyła w to, że jej nigdy, nigdy – przenigdy nie zdarzy się zsiusiać w majtki.
Nauczycielka kończyła wykładać temat lekcji i pozwoliła uczniom spakować rzeczy. Dzwonek miał się odezwać za 3 minuty. Alicja czekała niczym sprinter w blokach. Wreszcie…
Terkot dzwonka zabrzmiał jak najradośniejsza melodia. Alicja – tak jak zakładała – chwyciła torbę z książkami i była jedną z pierwszych przy drzwiach. Wybiegła na korytarz nie oglądając się za siebie. Nie słyszała nawet, że Anka – jej najlepsza przyjaciółka, z którą dzieliła ławkę jeszcze od czasów gimnazjalnych – woła za nią, aby zaczekała. Przecież szły w tym samym kierunku, jechały do domu tym samym tramwajem i przesiadały się na ten sam autobus. Mieszkały w końcu w sąsiednich blokach. Alicja tym razem nie czekała na przyjaciółkę. Biegła jak szalona na przystanek tramwajowy tylko po to, aby ujrzeć tuż przed sobą czerwone światła odjeżdżającego wagonu.
„Fuck” – zaklęła w myślach i jednocześnie poczuła skurcz w dole brzucha. Spojrzała na wyświetlacz rozkładu jazdy. Następny „trampek” miał być za dwadzieścia minut. Ala nie miała zamiaru tyle stać. Ruszyła pieszo w stronę, w która powinna jechać. Mniej więcej po dwóch kilometrach był przystanek, z którego już można było łapać autobus w kierunku domu. Alicji udało się na jakiś czas zapomnieć o tym, że bardzo chce się jej siku.
Okazało się, że tego dnia miała i szczęście (dwie odwołane lekcje) i nieszczęście. Oto kiedy dochodziła do przystanku – autobus właśnie z niego odjeżdżał. Teraz Ala wiedziała już, że ma problem. Gdyby zdecydowała się dalej iść pieszo, droga zajęłaby jej na pewno ponad pół godziny. Następny autobus miał być za 20 minut, co oznaczało, że w domu będzie za… pół godziny.
„Jakbyś się nie obracała, dupa z tyłu” – pomyślała.
W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebuje zrobić siusiu.Zaczęła przestępować z nogi na nogę, krzyżować nogi, pochylać się do przodu, wreszcie przykucnęła. Nic to nie pomagało. Potrzeba rosła i Ala wiedziała teraz, że musi coś wymyślić.
„Mam tylko dwie możliwości, a żadna nie wchodzi w rachubę” – pomyślała.
Rzeczywiście: mogła pójść do McDonalda, który znajdował się kilkadziesiąt metrów od przystanku, albo… zrobić w spodnie. Pierwsze rozwiązanie wiązało się z pójściem do publicznej toalety. Wprawdzie Ala nie była do końca pewna, czy jej wstręt przed tego rodzaju ustępami dotyczy wszystkich, do których chodzą obcy ludzie, czy tylko szkolnych, ale gdy głębiej się nad tym zastanawiała, dochodziła do wniosku, że jednak w Maku też się nie wysika. A więc co? Zsikać się w majtki?
Odpowiedź nadeszła szybko. Kolejnego skurczu Ala już nie wytrzymała i nagle poczuła, jak robi się jej gorąco. Chociaż ruch w mieście był spory, a samochody hałasowały jak zwykle, Ala miała wrażenie, że słyszu szum własnego moczu wypływającego jej w majtki, a następnie poprzez spodnie na trotuar. Trwało to dłuższą chwilę. Alicja nie próbowała nawet zatrzymać potopu. Zrozumiała, że to nie ma sensu. Majtki i spodnie i tak już były mokre, jej reputacja w razie gdyby ją ktoś zobaczył – zrujnowana, a gdyby walczyła z nieuchronnym, to przecież nadal chciałoby się jej siku… Była jedna zadowolona, że nie poczekała na Ankę. Tymczasem w końcu nadjechał autobus.
Ala, tak jak sobie wyliczyła, po półgodzinnej podróży znalazła się przed drzwiami domu. Włożyła w zamek klucz i ku swemu zdumieniu zrozumiała, że drzwi są otwarte. To oznaczało tylko jedno: mama jest w domu!!!