Upiór z Polagry
: 25 września 2017, 21:33 - pn
Jako, że właśnie trwają Targi Polagra - przypominam moją humoreskę na ten temat
Część pierwsza
To był na pozór zwyczajny wrześniowy dzień, choć musiałem co jakiś czas spoglądać na kalendarz, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to jednak początek jesieni. Za oknem panował tropikalny niemal upał. Siedziałem w swoim biurze słuchając jak za ścianą moja partnerka rozmawia przez telefon. No właśnie.
Wypada się przedstawić. Nazywam się Daniel Leśniewski i jestem prywatnym detektywem. Jakiś czas temu poznałem Alex, z którą wspólnie prowadzę agencję. Alex Bell naprawdę nazywa się Ola Dzwonkowska, ale sami przyznacie, że po angielsku brzmi znacznie lepiej. To był pomysł Alex, aby naszą agencję nazwać „AB & DL Private Detectives”.
Zatem, siedziałem i słuchałem odgłosów zza ściany, gdy nagle ktoś zastukał do moich drzwi.
– Proszę wejść – usłyszałem swój własny głos.
Drzwi się otworzyły i weszła…
To było jak zstąpienie anioła, jak wybuch supernowej, jak… no po prostu brakło mi słów nawet aby w myślach to określić. Była piękna. Miała lekko oliwkową cerę, prawie czarne włosy i piwne, nie – ciemnobrązowe oczy. Można rzec ideał kobiecej urody, jeśli o mnie chodzi.
Ona zaś stanęła przede mną i uśmiechnęła się smutno. Spojrzałem na nią i ujrzałem swoje odbicie w jej tęczówkach, a może chciałem aby tak było, bo już się rozmarzyłem na jej temat.Jednak jej słowa sprawiły, że brutalnie wróciła szara rzeczywistość.
– Chciałabym aby odnalazł pan mojego chłopaka. Nie ma go od dwóch dni.
– Pani… chłopaka? Tak? Od dwóch dni?
– Czy niejasno się wyraziłam? – w jej głosie zabrzmiała nuta irytacji
– Ależ nie, chciałem jedynie zebrać myśli.
– Czy już je pan zebrał? – tym razem wyczułem ironię w jej głosie
– Tak. Proszę mi opowiedzieć coś więcej.
Z jej informacji dowiedziałem się, że jej chłopak wyszedł z domu z zamiarem odwiedzenia targów Polagra. Od tamtej pory nikt go nie widział. Podała mi dokładny rysopis, włącznie z informacją, gdzie na jego ciele znajduje się tatuaż z jej imieniem i nie było to bynajmniej ramię.
„Obym nie musiał tego sprawdzać” – pomyślałem.
Wymieniłem cenę za usługę. Potencjalnej klientce zrzedła mina.
– Nie myślałam, że to aż tyle kosztuje. Przecież musi pan tylko wejść na teren Targów Poznańskich i znaleźć mojego Misia. Dlaczego aż 10 tysięcy?
– Cóż, prowadzenie agencji w centrum Poznania kosztuje – uśmiechnąłem się kwaśno.
– Zgadzam się na 8 tysięcy – dziewczyna nie dawała za wygraną
– Ceny nie podlegają… – zacząłem, ale widząc, że ma łzy w oczach dałem za wygraną.
Ustalenie zaliczki wpłaconej natychmiast nie nastręczyło już tylu problemów. Poprosiłem jeszcze o zdjęcie poszukiwanego.
– Jednakże wolałbym fotografię w ubraniu – dodałem jeszcze.
Obiecała przesłać mailem.
Już miała wychodzić. Usłyszałem, że za drzwiami pojawiła się Alex. Klientka sięgnęła do klamki, gdy nagle padło zaskakujące pytanie:
– Czy nosi pan pieluszki?
– że co proszę?! – myślałem, że rzuciło mi się na uszy.
– No… – zaczerwieniła się po koniuszki ślicznych małżowin usznych – DL, to znaczy…
– Niech pani już idzie. Widzę, że musi pani odpocząć i wziąć się w garść.
***
– Dziś jest pierwszy dzień jesieni – rzekła Alex, gdy szliśmy ulicą św. Marcin w kierunku kampusu uniwersyteckiego.
– Naprawdę? – udałem zdziwienie – Jak dla mnie, dalej jest lato, a to że tam w horoskopie słońce weszło w znak Wagi…
Okazało się jednak, że miała rację. Liście na drzewach w Parku Mickiewicza zaczęły już przybierać jesienne barwy. Było bardziej czerwono i złoto, niż zielono.
Zdecydowaliśmy się iść pieszo, w końcu do MTP nie jest od nas aż tak daleko. Gdy doszliśmy na miejsce przywitał nas spory tłum ludzi usiłujących dostać się do środka.
Nasze licencje prywatnych detektywów okazały się zbyt słabym argumentem aby nas wpuszczono, musieliśmy więc odstać swoje w kolejce i w dodatku kupić bilety. W końcu jednak udało się wejść. Zostaliśmy zaopatrzeni w mapki, toteż szybko zorientowaliśmy się w sytuacji. Postanowiłem, że się rozdzielimy. Alex miała zacząć od pawilonu cukierniczego, a ja do mleczarskiego. Zamierzaliśmy spotkać się za dwie godziny przy wejściu. Miałem nadzieję, że już w trójkę. Myliłem się.
Część pierwsza
To był na pozór zwyczajny wrześniowy dzień, choć musiałem co jakiś czas spoglądać na kalendarz, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to jednak początek jesieni. Za oknem panował tropikalny niemal upał. Siedziałem w swoim biurze słuchając jak za ścianą moja partnerka rozmawia przez telefon. No właśnie.
Wypada się przedstawić. Nazywam się Daniel Leśniewski i jestem prywatnym detektywem. Jakiś czas temu poznałem Alex, z którą wspólnie prowadzę agencję. Alex Bell naprawdę nazywa się Ola Dzwonkowska, ale sami przyznacie, że po angielsku brzmi znacznie lepiej. To był pomysł Alex, aby naszą agencję nazwać „AB & DL Private Detectives”.
Zatem, siedziałem i słuchałem odgłosów zza ściany, gdy nagle ktoś zastukał do moich drzwi.
– Proszę wejść – usłyszałem swój własny głos.
Drzwi się otworzyły i weszła…
To było jak zstąpienie anioła, jak wybuch supernowej, jak… no po prostu brakło mi słów nawet aby w myślach to określić. Była piękna. Miała lekko oliwkową cerę, prawie czarne włosy i piwne, nie – ciemnobrązowe oczy. Można rzec ideał kobiecej urody, jeśli o mnie chodzi.
Ona zaś stanęła przede mną i uśmiechnęła się smutno. Spojrzałem na nią i ujrzałem swoje odbicie w jej tęczówkach, a może chciałem aby tak było, bo już się rozmarzyłem na jej temat.Jednak jej słowa sprawiły, że brutalnie wróciła szara rzeczywistość.
– Chciałabym aby odnalazł pan mojego chłopaka. Nie ma go od dwóch dni.
– Pani… chłopaka? Tak? Od dwóch dni?
– Czy niejasno się wyraziłam? – w jej głosie zabrzmiała nuta irytacji
– Ależ nie, chciałem jedynie zebrać myśli.
– Czy już je pan zebrał? – tym razem wyczułem ironię w jej głosie
– Tak. Proszę mi opowiedzieć coś więcej.
Z jej informacji dowiedziałem się, że jej chłopak wyszedł z domu z zamiarem odwiedzenia targów Polagra. Od tamtej pory nikt go nie widział. Podała mi dokładny rysopis, włącznie z informacją, gdzie na jego ciele znajduje się tatuaż z jej imieniem i nie było to bynajmniej ramię.
„Obym nie musiał tego sprawdzać” – pomyślałem.
Wymieniłem cenę za usługę. Potencjalnej klientce zrzedła mina.
– Nie myślałam, że to aż tyle kosztuje. Przecież musi pan tylko wejść na teren Targów Poznańskich i znaleźć mojego Misia. Dlaczego aż 10 tysięcy?
– Cóż, prowadzenie agencji w centrum Poznania kosztuje – uśmiechnąłem się kwaśno.
– Zgadzam się na 8 tysięcy – dziewczyna nie dawała za wygraną
– Ceny nie podlegają… – zacząłem, ale widząc, że ma łzy w oczach dałem za wygraną.
Ustalenie zaliczki wpłaconej natychmiast nie nastręczyło już tylu problemów. Poprosiłem jeszcze o zdjęcie poszukiwanego.
– Jednakże wolałbym fotografię w ubraniu – dodałem jeszcze.
Obiecała przesłać mailem.
Już miała wychodzić. Usłyszałem, że za drzwiami pojawiła się Alex. Klientka sięgnęła do klamki, gdy nagle padło zaskakujące pytanie:
– Czy nosi pan pieluszki?
– że co proszę?! – myślałem, że rzuciło mi się na uszy.
– No… – zaczerwieniła się po koniuszki ślicznych małżowin usznych – DL, to znaczy…
– Niech pani już idzie. Widzę, że musi pani odpocząć i wziąć się w garść.
***
– Dziś jest pierwszy dzień jesieni – rzekła Alex, gdy szliśmy ulicą św. Marcin w kierunku kampusu uniwersyteckiego.
– Naprawdę? – udałem zdziwienie – Jak dla mnie, dalej jest lato, a to że tam w horoskopie słońce weszło w znak Wagi…
Okazało się jednak, że miała rację. Liście na drzewach w Parku Mickiewicza zaczęły już przybierać jesienne barwy. Było bardziej czerwono i złoto, niż zielono.
Zdecydowaliśmy się iść pieszo, w końcu do MTP nie jest od nas aż tak daleko. Gdy doszliśmy na miejsce przywitał nas spory tłum ludzi usiłujących dostać się do środka.
Nasze licencje prywatnych detektywów okazały się zbyt słabym argumentem aby nas wpuszczono, musieliśmy więc odstać swoje w kolejce i w dodatku kupić bilety. W końcu jednak udało się wejść. Zostaliśmy zaopatrzeni w mapki, toteż szybko zorientowaliśmy się w sytuacji. Postanowiłem, że się rozdzielimy. Alex miała zacząć od pawilonu cukierniczego, a ja do mleczarskiego. Zamierzaliśmy spotkać się za dwie godziny przy wejściu. Miałem nadzieję, że już w trójkę. Myliłem się.