Odcinek 1. Maciek
Jak to czasami dziwnymi drogami chodzi uczucie między dwojgiem ludzi…
A zaczęło się wszystko krótko po zakończeniu Euro 2012. Na podwórku miał się rozegrać „finał”. Od dobrych kilkunastu minut dało się słyszeć podniesione głosy, piskliwe jeszcze po świeżo przebytej mutacji:
– Ja jestem Iniesta!
– Nie możesz być Iniestą, baranie!
– Dlaczego? – to znów pierwszy głos
– Bo w Hiszpanii może być tylko jeden Iniesta! – to krzyczał znów inny chłopak.
– Coście się przyczepili tego Iniesty – rozległ się głos nieco niższy od poprzednich, widac jego posiadacz był najstarszy z towarzystwa – Jak każdy z was będzie Hiszpanem, to kto bedzie Włochami?
– Ty, Maciek, masz rację – odparł kolejny chłopiec – To ty i Rudy wybierajcie.
– A potem rzucimy monetą, kto będzie kim – dodał chłopak nazwany Maćkiem.
Istotnie Maciek był najstarszy na podwórku. Miał prawie 15 lat, co nie przeszkadzało mu jeszcze „latać za piłką” z chłopakami z klatki, młodszymi od niego nawet o 3 – 4 lata. Ale on górował nad nimi nie tylko wiekiem, techniką gry itp. On (podobno) całował się już z dziewczynami!
Mecz wreszcie mógł się odbyć. Maciek i jego drużyna „przegrali” losowanie i musieli grac jako Włosi. Nie przegrali jednak 0:4, tylko dokopali „Hiszpanom” coś 8, czy też 9 do „kółka”. Dokładnie nikt tego przecież nie liczył… Maciek zadowolony z siebie wracał do domu. Była jednak jedna sprawa, która nie dawała o sobie zapominać: chłopak panicznie bał się psów. A jakby tego było mało, idąc z boiska do bloku, w którym mieszkał, musiał przechodzić obok starego, zaniedbanego domu, będącego smętną pozostałością po gospodarstwie, które z chwilą, gdy obszar przyłączono do miasta, przestało mieć rację bytu. Nie dom jednak był problemem, ale wałęsający się tam olbrzymi kundel, bedący krzyżówką wilczura z „niewiadomo czym”. Chłopak nieraz już przezywał męki przechodząc tamtędy, jednakże dotychczas udawało mu się uniknąć spotkania w cztery oczy z groźnym zwierzęciem. Tym razem miało być inaczej. Maciek miał bowiem piłkę, którą odbijał idąc. Stukot futbolówki o chodnik musiał poirytować brytana bo gdy Maciej mijał bramkę, pies nagle wypadł na drogę i rzucił się w jego stronę. Chłopiec pobladł, a widok rozjuszonego zwierzęcia wręcz wmurował go w ziemię. Wiedział, że jeśli ucieknie, sprowokuje bydlę do ataku. Bał się jednak stać w miejscu. żal mu było piłki, ale uznał, że jedyną drogą ratunku będzie kopnąć piłkę i mieć nadzieję, że pies za nią pogna, samemu zaś uciec w drugą stronę. Tak też uczynił. Cały swój strach włożył w to kopnięcie i skórzana kula pofrunęła wysoko i daleko do przodu. Pies istotnie pobiegł za piłką, Maciej zaś ruszył w kierunku, z którego przyszedł. Niektórzy jego koledzy wiedzieli o jego strachu przed psami, liczył więc na to, że któryś pomoże mu odzyskać piłkę. Po chwili był już znów na boisku. Chłopaki jeszcze siedzieli i poili się coca colą.
– Mówiłem wam, żeby nie pić tego świństwa po grze – odezwał się.
Siedzący spojrzeli w jego stronę i jak na komendę ryknęli śmiechem.
Maciej popatrzył na nich dziwnie.
– Z czego się śmiejecie?
– Z ciebie frajerze! – odparł chłopak, nazywany Rudym, ten który był kapitanem „Hiszpanii”
– Czekaj, ja ci dam frajera! – warknął Maciej, ale towarzystwo dalej się śmiało.
Maciek w tym momencie zauważył, że śmiejący się nie patrzą mu w twarz, tylko znacznie niżej. Podążył za ich wzrokiem. Na swoich spodniach zobaczył dużą, mokrą plamę…
„Co jest” – pomyślał – „Zsikałem się w majtki???”
Tymczasem ze strony Rudego i jego kumpli sypały się wyzwiska, z których „Szczoch”, było chyba najłagodniejsze. Maciek wiedział, że właśnie runęła w gruzy jego reputacja. Już nie będzie najlepszym piłkarzem na podwórku, tym który imponował, nie będzie pierwszym, który całował się z dziewczyną (bo tak naprawdę to była tylko jedna…

„Ale nie to jeszcze jest najgorsze” – myślał Maciej – „Oni teraz rozgadają po całym bloku. Na pewno dowie się o tym Monika…”
A Monika, to była prawdziwa miss bloku. Chodziła z Maćkiem do tej samej klasy. Zabiegali o nią wszyscy w klasie i na osiedlu. Nawet Rudy, choć jest w klasie niżej, też się za nią oglądał, bez nadziei wzajemności, bo przecież TAKA dziewczyna nie umówi się z „dzieckiem”. Maciej był tego tak pewny, jak faktu że przez te zasikane spodnie straci u Moni jakiekolwiek uznanie…
„Teraz trzeba przede wszystkim dostać się do domu, tak aby mnie nikt nie widział” – myślał niedany kapitan podwórkowej drużyny „Włochów”, ale myśląc „nikt”, miał przed oczyma obraz Moniki. Ba, nie tylko jej obraz. Już w myślach słyszał jej śmiech, chichoty jej psiapsiółek, którym na pewno przekaże takiego „newsa”…
Maciek szedł ze spuszczoną głową, prawie płakał… Kiedy przechodził obok dawnego gospodarstwa, mimowolnie popuścił w majtki kolejną strugę. Nie umiał nad tym zapanować. Teraz było mu już wszystko jedno. Zapomniał nawet o piłce. Doszedł wreszcie do swego bloku. Mechanicznie wbił kod przy domofonie i otworzył drzwi. Idąc po schodach nawet nie zauważył, że kogoś potrącił. Nagle usłyszał swoje imię… Odwrócił głowę i spostrzegł Monikę. Ta od razu zauważyła, że z chłopakiem jest coś nie tak.
– Co ci jest? – zapytała – Idziesz jak taran, omal przez ciebie nie spadłam ze schodów.
– Ja… Ja cię… Yyyy, to znaczy przepraszam – jąkał się Maciej, jednocześnie tak się ustawiał, aby Monika nie zobaczyła mokrych spodni.
– Dobrze, nie gniewam się, ale sorki bo strasznie się spieszę. – rzekła dziewczyna i pobiegła do wyjścia.
Wieczorem Maciek niespodziewanie otrzymał SMSa. Ze zdumieniem spostrzegł, że przyszedł z telefonu Moniki. Otworzył wiadomość. Brzmiała ona tak:
„Wypadki chodzą po ludziach. Ale nie przejmuj się. Gdybyś potrzebował czegoś, albo chciał pogadać, to wiesz, gdzie mnie znajdziesz. M.”
Maciek zmartwiał w pierwszej chwili:
„Ona wie. Wie że się zsikałem. To już koniec… Chyba muszę zmienic szkołę” – takie myśli galopowały mu przez głowę.
Jednak rzeczywistość nie miała być tak tragiczna.