Aneta, czyli gdy wszystko idzie nie tak

Opowiadania i historie nie do końca prawdziwe
hrm
Posty: 18
Rejestracja: 05 lutego 2018, 21:46 - pn

Aneta, czyli gdy wszystko idzie nie tak

Post autor: hrm »

W ramach próby rozruszania forum napiszę coś od siebie, jestem otwarty na wszelkie komentarze ;-)

Na początek wprowadzenie o bohaterce - Agata, po studiach, wysoka, wysportowana blondynka. Crossfit, siłownia, gry zespołowe itd. Zdecydowanie hot. Dodajmy, iż w przeszłości zdarzały się jej już awarie, a w dodatku po imprezach zdarzało się jej również zmoczyć bieliznę. Ale o tym może kiedy indziej.

Tego wieczoru umówiła się z koleżankami na wspólny wypad na Wisłę na jakieś piwo/wino i ewentualnie coś do jedzenia. "Ustali się na miejscu", jak to zwykle bywa. Od kiedy rozbudowali bulwary pare lat temu można było pić w plenerze jak I były jakieś kanjpki. Nie wybitne, ale w sam raz.Jako, że było lato, to ubrała się na luzie - nieco luźne jeansowe szorty, błękitną bluzkę, sportowe buty. Do wyjścia szykowała się po dniu w pracy, szybkim powrocie do domu, zjedzeniu czegoś i prysznicu. Pod koniec szykowania zorientowała się, że jest lekko spóźniona, więc przyspieszyła swoje szykowanie się. Dlatego jak po wyjściu z łazienki sięgnęła do szafki z bielizną i pierwsze co jej wpadło w rękę były lekko różowe szorty nawet się nie zastanawiała, tylko je założyła. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że był to wybór strategiczny.

Spotkanie przebiegało typowo - wypiły po dwa piwa w plenerze, potem postanowiły coś zjeść. Przechodząc obok zobaczyły ogłoszenie na jednej z knajpek - "tydzień hiszpański - tapas i wino, zapraszamy". Szybka narada i postanowiły wejść. Wybór był rzeczywiście spory, ceny przystępne. Posiedziały tam mniej więcej do 23, zajadając praktycznie cały przegląd menu i popijając winem. Oczywiście każda z nich była w trakcie w toalecie, bo inaczej się nie dało. Po 23 postanowiły wrócić w plener, wstępując po drodze po jeszcze jakieś wina do wypicia w plenerze. I tak czas minął do ok. 00:30.

Mniej więcej o tej porze wszystkie były zgodne, że czas się powoli zberać. Każda też czuła powoli pęcherz. Agata również lekkie parcie na żołądku. Na hasło udania się to toi-toiów jedna z koleżanek powiedziała "zapomnijcie, była tutaj wczoraj, są w tragicznym stanie. Nie polecam. Już lepiej szukać krzaków. Niestety." Szybko uradziły, że raczej lepiej wracać. W sumie każda miała max pół godziny drogi. Agata spojrzała na rozkład w telefonie - autobus był za 10 minut, w sam raz. Do tego jakieś pół godziny drogi i pare minut z przystanku. Wyglądało dobrze, zwłaszcza, że sprawy nie były jeszcze tak pilne. Przynajmniej na razie.

Pożegnały się i każda poszła na swój przystanek. Agata była na przystanku jakieś 3 minuty przed odjazdem. Autobusu nie było. Ani te 3 minuty przed, ani o czasie, ani 3 minuty po. Zaczęła się nieco martwić, następny dopiero za pół godziny. Jakby tego było mało, czuła, że parcie, szczególnie na jelita rośnie.  chyba te oliwki z serem", pomyślała zaciskając leko zęby. "Oby ten autobus zaraz przyjechał". I rzeczywiście, po chwili autobus pojawił się na horyzoncie. Dobre 7-8 minut po czasie. Ech. Wsiadła, w autobusie było sporo ludzi, ale udało jej się znaleźć miejsce siedzące. Na szczęście, bo na siedząco lepiej się trzyma. W miarę jazdy czuła, że jelita coraz bardziej domagają się swojego. A do tego autobus wyjątkowo się ślimaczył - wszystko szło nie tak - czerwone światła, jakieś pytania do kierowcy, czekanie na biegnącego pasażera. Sekundy mijały.

Już po jakichś 10 minutach jazdy dotarło do niej, że będzie źle. Parcie było coraz mocniejsze. Wprawdzie nie zapowiadało się na jakąś potężną biegunkę, ale i tak było źle. Kolejne czerwone światła. Kolejny przedłużony postój na przystanu. Zapowiadało się, że zamiast 30 minut jazdy wyjdzie 40-45. Akurat dzisiaj...

Po kolejnych 10 mnutach, gdy powinna być po ok. 2/3 jazdy, była ledwie ok. połowy. Wtedy dotarło do niej, że raczej nie wytrzyma do mieszkania. Zaczęła siedzieć lekko pochylona, dyskretnie trzymając się za brzuch. Pęcherz też nieśmiało dawał o sobie znać, ale nie to było jej problemem. Przynajmniej nie największym. Następne pare minut i jej cel się zmienił. Już nie próbowała dotrzymać do mieszkania, a jakimś cudem nie narobić w majtki w autobusie z ludźmi. To nie wchodziło w grę, nijak. Przypomniała jej się własna historia sprzed paru lat, gdy jadąc na trening narobiła na rzadko w legginsy, właśnie w autobusie. "O nie nie. To się nie zdarzy ponownie".

Zostało jakieś 5 minut jazdy. Sytuacja była zła. Już wiedziała, że może nie wytrzymać w każdej chwili. Decyzja była szybka - trzyma ile może do momentu aż wysiądzie, a potem po prostu leci gdziekolwiek i się załatwia. Nie ważne co, gdzie i jak. Jakieś 2 minuty przed swoim przystankiem zaczęła powoli wstawać i szykować się do wyjścia. To nie było proste. Każdy gwałtowniejszy ruch mógł się skończyć awarią zwieraczy. Powoli dotarła do drzwi, drobiąc kroki niczym gejsza w filmach. Parcie było nieznośne, gazy próbowała puszczać gdy tylko była pewna, że to się nie skończy katastrofą. "Nieee, nie dam rady. Po prostu nie dam. Wysiadam i puszczam, mam to gdzieś, nie dam rady się męczyć ani minuty dłużej" pomyślała.

Zbierając resztki sił wysiadła. Oprócz niej jeszcze 2 osoby, które dość szybko poszły w swoją stronę. Na całe szczęście. Odeszła kilka kroków od przystanku, rozejrzała się jeszcze rozpaczliwie czy w pobliżu są może jakieś krzaki albo coś. Ale oczywiście nic takiego nie było. Sam chodnik, bloki i sklepy. W tym momencie uderzyła ją kolejna fala, nie do zniesienia. Już podjęła decyzję. Nieco podświadomie stanęła w lekkim rozkroku i po prostu przestała trzymać. Minęły może 3 sekundy jak dało się słyszeć ciche "prrrtfftftf" i poczuła ciepło zalewające jej pośladki. Nieco obawiając się spojrzała w dół, ale na chodniku było pusto. Po chwilowym zdziwieniu dotarło do niej dlaczego - wyjątkowo nie miała na sobie stringów jak przez jakieś 95% czasu. "Głupi to ma zawsze szczęście" pomyslała. Akurat jej jelita skończyły wypuszczać z siebie wszystko. Nie było to typowe rozwolnienie, na całe szczęście. Poczuła, że jej szorty i bielizna są szczelnie wypełnione. "No tak, to teraz spacer do domu". Zrobiła ostrożne kilka kroków. Szło się źle, troche jej "chlupotało" w majteczkach. A w dodatku przypomniał o sobie pęcherz.

"Pięknie, w takim tempie szybko do domu nie dojdę, a jeszcze muszę się ogarnąć". Dalej drobiła swoje kroki mysląc co dalej. Po chwili pomyslała "i tak mam wszystko do prania, majteczki pewnie na straty, nie będzie żadnej różnicy jak jeszcze się zsiusiam, a jaka ulga". Rozejrzała się wokół - nikogo nie było. Niewiele mysląc pochyliła się lekko do przodu, zdecydowanie nie chciała, żeby siusiu poleciało jej przez "tylną awarię". Nie poszło od razu, musiała się delikatnie zmusić, ale po paru sekundach ciepły strumień poleciał na chodnik. Udało się nie zachlalać butów. Spojrzała na mokrą plamę w kroku, stwierdziła, że raczej nic nie będzie widać po ciemku i powoli poszła do mieszkania, nie wierząc w to, co ją spotkało. I zostawiając sporą kałużę za sobą.

Dotarła do mieszkania, weszła i stanęła przed lustrem. Krocze rzeczywiście było mokre i za dnia nikt by nie miał wątpliwości co się stało. Obróciła się celem oceny swojego wyglądu z tyłu. Ku jej zaskoczeniu widok nie był tragiczny - nie było wielkiej brązowej plamy, tylko troche mokrego śladu. No i oczywiście szorty były lekko nabrzmiałe, ale raczej mało kto by wpadł na przyczynę. Ostrożnie rozpięła spodenki. Jej majteczki były już w zdecydowanie gorszym stanie. Aż dziwne, że nic z nich nie pogubiła po drodze. Całe pełne, włącznie z przestrzenią między pośladkami. Prawie do górnej gumki. No i brązowe na wylot. Spodenki w środku też były wyraźnie pobrudzone.

"I tak mam chyba szczęście w tej całej sytuacji" - pomyslała - "gdybym narobiła w autobusie, to chyba bym się spaliła ze wstydu. No i jakimś cudem tym razem się nie zesrałam w stringi. Ale chyba dobrze zrobiłam, że się zsiusiałam na ulicy. Bym mogła nie wytrzymać, jeszcze w windzie i dopiero by było". I po tym optymistycznym podsumowaniu przystąpiła chyba do najgorszej części, czyli mycia i prania.


Tyle na początek. Wyszło troche długo, ale mam nadzieję, że się spodoba.

   
Manowar

Odp: Aneta, czyli gdy wszystko idzie nie tak

Post autor: Manowar »

Nie lubię historii, w których głównie chodzi o #2, ale ta jest dobra. Całość spójna i logiczna. Tylko... gdzie tu Aneta? :-P
rafau89
Posty: 4
Rejestracja: 12 listopada 2017, 20:06 - ndz

Odp: Aneta, czyli gdy wszystko idzie nie tak

Post autor: rafau89 »

Super historia, więcej takich, bardzo lubię tematykę desperacji z #2 :D
ODPOWIEDZ